Ze spotkań craftowych jednak najbardziej lubię te, które odbywają się poza główną imprezą i wyglądają mniej więcej tak:
Spóźniamy się wszystkie. Ja - bo za długo pakowałam piórnik i różne "niezbędne rzeczy" (oczywiście wynoszę ze sobą pół chaty), Eliza - bo źle spojrzała na rozkład pociągów, Justi błądzi gdzieś po stolicy, Kasia spóźnia się z niewiadomych przyczyn, a Tusia nie przychodzi w ogóle bo znowu jest chora. Nie spóźnia się Anai, pewnie dlatego, że ma najdalej.
Zamawiamy kawę, oczywiście nikt nigdy nie wie jaka chce, więc zamieszanie jest spore. Eliza w tzw. międzyczasie zakłada okulary i "na intelektualistkę" podrywa barmana. Kasia robi słodkie minki i szczebioce, a Ania powala od razu wszystkich barmanów swoim nienagannym lookiem. Ja próbuję się wpisać w piszczące towarzystwo ale średnio mi to wychodzi, ponieważ nie jestem tak elokwentna jak koleżanki, a do tego zupełnie nieumalowana (no przecież nie zdążyłam). Pomijam fakt, że jestem też trochę stara i nie mam śmiałości do barmanów.
W końcu zasiadamy i teraz czas na plotki, wiadomo. Po piętnastu minutach nieprzerwanego pytlowania zaczynam się kręcić niespokojnie. Nikt nie wyjmuje swoich piórników. "Halo, czy będziemy coś ciąć?" Eliza podrywa się z miejsca, biegnie do stojaka z periodykami "pożycza" najgrubszą kawiarnianą gazetę (mimo, że w torbie ma ogromną kopertę pełna ścinków, cytatów i pańć). Na jej usprawiedliwienie napiszę, że bierze ją dla mnie, ponieważ ja po pierwsze nie mam żadnych pańć ani cytatów, a akurat są mi bardzo potrzebne, a po drugie śmiałości do pożyczania również nie mam. Ania i Justi wyciągają po reklamówce kredek które zaraz się pomieszają i nie będzie wiadomo które są czyje. Kaśka nie wyjmuje nic i znowu będzie wszystko pożyczać. Nic ze sobą nie wzięła bo "przecież zaraz idzie do pracy". Tniemy - to znaczy ja tnę, bo reszta gada, albo pstryka sobie focie (trzeba przecież coś wrzucić na fejsa), albo poprawia grzywkę "bo zaraz idzie do pracy". Uwielbiam ten szmerek, nic nie wywołuje takiego stanu błogości jak nerwowy szept Elizy ooo spójrz na tego, no na tego podobnego do Georga C. I znowu okulary lądują na nosie. A ja sobie kleję spokojnie powolutku, nie spiesząc się nigdzie.
Powyższy opis jest medianą kilku różnych spotkań, przedstawione fakty niekoniecznie występują razem, a w ogóle to opisane osoby mają zmienione imiona i są całkowicie fikcyjne.
A oto moja kawiarniana praca - wszystkie ścinki, cytaty i pańcie pochodzą z papierowej koperty wiadomo kogo.
potwierdzam tylko, że moja papierowa koperta jest twoją kopertą.
OdpowiedzUsuńco do reszty...czysta konfabulacja.
tak naprawdę na takich spotkaniach jest dość nudno. :)
I to jest najlepszy opis jaki czytałam :)
OdpowiedzUsuńI teraz zazdroszczę Justi, że się od nas do Was wyniosła :)
Tęsknię za Wami:) Krakuski moje
UsuńJeśli nawet tak nie było to będzie, bo, jak powiada święta księga, słowo w ciało się obraca.
OdpowiedzUsuńNo i zazdroszczę, brzydko to bardzo, ale tak, zazdroszczę.
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiona jestem.
OdpowiedzUsuńależ się rozpisałaś...nie poznaję PANI:)))
OdpowiedzUsuńOpis spotkania pierwsza klasa.... nic tak nie odda uroku pobudzenie wyobraźni jak dobrze napisane słowo.... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńThanks very interesting blog!
OdpowiedzUsuńLook at my weblog; buy vine followers
O tak, tak to było....trzeba wspomnieć jeszcze,że tajemnicza Zosia istnieje i nie jest to zapierająco dech w piersiach przystojny brunet aleniezwykle mądra, tak życiowo Zosia, która to wszystko zniosła z godnością chociaż daleko jej do naszych art-klimatów. Za to szyje!!! Pięknie.
OdpowiedzUsuńNa tą drogę życia, jest starbucks...przytulam mocno ukochany Kraków ( i Ciebie Aniu) i tamtą kawe...coffee heaven
padlam. doslownie :)) super :)) praca fantastyczna :)
OdpowiedzUsuńSmakowita relacja i Wasze relacje :)
OdpowiedzUsuń